Dziękuję za motywacyjnego kopa na Ask.fm! Co prawda jeszcze nie lalkowa, ale należy wam się pośrednio z lalkami związana relacja powyjazdowa (bo nie wszyscy muszą mieć facebooka a poza tym ta relacja będzie obszerniejsza). Bo wiedzieć wam trzeba, że 2 tygodnie temu wyjechałam spotkać się z innymi dwiema lalkowiczkami. I nie byle jakie to było spotkanie, bo okazja również byle jaka nie była. Gałagutek postanowiła zmienić stan cywilny! A któż inny miałby robić jej zdjęcia? Nie mogłam pozwolić by zrobił to kto inny, dlatego nie zważając na ciągnącą się infekcję wsiadłam w PKS (oj samą podróż to też wam muszę opisać bo niezła jazda była^^) i pojechałam do Rajgrodu. ;)
Od początku:
Sama nie jechałam i w sumie szczęśliwie się stało. Poszliśmy z tatą na pierwszy PKS do Wrocka... mieliśmy mieć półtorej godziny zapasu przed przesiadką... taaaa... pierwszy autobus został ściągnięty z trasy, bo się zepsuł - nie wysłano zamiennika, więc musieliśmy czekać na następny (pół godziny zapasu). Następny... zepsuł się w Bolkowie (po półgodzinnej jeździe)... żeby zdążyć na PKS do Ełku musieliśmy wziąć taksówkę (i tu szczęśliwie się stało, że był ze mną tata, bo sama bym chyba się poddała i wróciła do domu - próbując jeszcze raz następnego dnia, bo miałam tyle czasu, więc luz - z wesela bym nie zrezygnowała przecież^^). Jechała z nami jeszcze inna pani, więc podzieliliśmy się kosztami. Moglibyśmy wystąpić do PKS o zwrot, ale... pan taksówkarz zawiesił firmę, więc to właściwie bardziej coś w rodzaju autostopu było niż taksówka... trochę się na niego wkurzyłam o to i zszedł z ceny. Nie ma to jak zdolności negocjacyjne. ;) Dotarliśmy tak na 15-20 minut przed odjazdem, więc się udało. Dalszych przygód w stronę Rajgrodu już nie było (bo w drodze powrotnej znowu były^^). ;) Z Ełku odebrała nas Agatka z przyszłym małżonkiem, więc sobie luksusowo tą ostatnią część podróży odbyliśmy. Powitano nas na miejscu śniadankiem i herbatą. Miodzio Rajgrodzio! ♥
Sam Rajgród, to miejscowość mała ale urokliwa. Byłaby pewnie bardziej nawet gdyby nie to, że było zimno, wiało, a ja byłam na antybiotykach. Największym plusem jest ogromne i piękne jezioro. ;)
Kilka zdjęć w ramach przerywnika i reklamy, bo was zanudzę swoim pisaniem^^:
Tajemniczy widok przez gałęzie ;)
Droga... chyba nie na Ostrołękę ;)
Urocze domki
Jezioooooroooo!
Tyle łodzi... czy ja jestem w Łodzi? ;)
Bałądź chciał mnie zjeść ;)
Ale, ale... my tu przyjechaliśmy na wesele tak? I pisałam coś o dwóch lalkowiczkach? No bo proszę państwa pojawiła się i Elianka!!! Zdjęcia wam jednak nie dodam, bo nie mam zgody (nie pytałam^^). W każdym razie Elianka, jej mąż i ich Małe O. są absolutnie fantastyczni i uroczy, tak samo zresztą jak i Panna Młoda z Panem Młodym i cała ich rodzina! Tak serdecznie nas przyjęto, że do teraz nie mogę przestać się zachwycać. ♥ Żałuję jedynie, że nie miałam dość czasu by się nagadać z dziewczynami - zwłaszcza z Elianką. Kiedyś nadrobimy!
Byście jednak nie płakali, to macie takie jedno zdjęcie (właściwie wycinek^^):
No dobra... tort wam jeszcze pokażę mając nadzieję, że mnie Gałagutkowa za to nie zabije^^:
Był przepyszny! I jeśli mnie pamięć nie myli stworzyła go mama Agatki! Wielkie brawa dla niej!
A weselisko było świetne! Bawiłam się świetnie (chociaż nie było tego widać, bo zasłaniałam się aparatem^^)!
...
A potem trzeba było wyjechać...
W Ełku mieliśmy ponad godzinę czekania. Na szczęście dworzec mają schludny i... nawet o dobry humor dbają. Zastanawiałam się czy wrzucając należy przyjąć pozycję miotacza baseballowego i czy można rzucać podkręcone^^:
Podróż do Wrocławia przebiegła spokojnie. Jechaliśmy przez Lotnisko Okęcie. Tam nie mają zwykłego dworca autobusowego... tam mają terminal autokarowy. Ha! Nie pogadasz! ;)
A we Wrocławiu... wsiedliśmy do autobusu rzekomo ekspresowego... jadącego dłuższą trasą... i do tego kierowca beton nie chciał nas wysadzić bliżej domu i musieliśmy wracać z centrum miasta taksówką (bo autobus był zatłoczony i się nie zmieściliśmy - uroki obcinania kursów w środku dnia).
Było świetnie! Chociaż nad jeziorem nie mogłabym mieszkać... chyba, że gdzieś w górach. Bo jak zobaczyłam góry wracając... to znowu niemal się popłakałam ze szczęścia. Kocham góry - nawet jak po nich nie chodzę, a tylko patrzę sobie przez okno na nie.
----
Koniec bajki i bomba, kto nie czytał ten trąba! ;)
Wasza I.
P.S. Przepraszam za nadmiar wielokropków - to z ekscytacji. ;)
P.S.2 Proszę teraz o trochę motywacji do zdjęć lalkowych^^